Fotograficzne podsumowanie mijającego roku. Taki był…
Styczeń. Rok 2020 rozpoczął się fantastycznie. Pierwszego stycznia fotografowałem Wyspy Eolskie, drugiego Etnę, a trzeciego – małą, spokojną o tej porze roku etruską Tarquinię.
Korzystając z włoskiej chwili podpatrzyłem także rybaków w porcie i tak powstał fotograficzny dokument „Bazar rybny w Civitavechia”. Piątego dnia stycznia patrzyłem na ośnieżone szczyty Alp z gwiaździstej twierdzy Palmanova. Mój licznik na unescowym szlaku wskazał 227 udokumentowany obiekt. Dzień zakończyłem w Punta Sabbioni podglądając kormorany. W tle nad laguną majaczyły w oddali ośnieżone szczyty Dolomitów. W drodze powrotnej zatrzymałem się jeszcze na nocleg w czeskim Mikulovie gdzie przywitałem wschodzące słońce ze szczytu górującego nad śpiącym miasteczkiem Svatego Kopecka. Idąc i spoglądając w myślach w rozpoczęty rok minąłem kaplicę św. Sebastiana.
Luty. W lutym fotograficznie spełniłem się obserwując zimowy księżyc, zachód i wschód słońca na szczycie Seraka.
Marzec. Początkiem marca często zaglądałem w Góry Kocie. Udało mi się wreszcie dostrzec z nich Pradziada.
Zaglądałem też w Dolinę Baryczy. Przysłowiowym rzutem na taśmę wykonałem unescową dokumentację obozu w Auschwitz-Birkenau dziwiąc się ilością turystów w obliczu nadciągającego nieszczęścia. Była połowa marca. Potem już tylko zalecano pobyt w domu. Z niecierpliwością czekałem kiedy otworzą las.
Kwiecień. Mój las był jednak otwarty, a w nim znajoma parka zabawnych żurawi, lis, bażant i reszta lokalsów.
Z regularnością siadałem na leżaku polując na sikory, zięby i inne nieznajome mi ptaszki zamieszkujące sąsiedzką dąbrowę. Nikt nie zabraniał jazdy autem, co też sprawiło że zacząłem uprawiać swoiste fotosafari w Kocich Górach i Dolinie Baryczy. Wymyślnych pętli i tras zrobiłem kilkanaście. Wiedziałem gdzie wyjdzie koziołek, gdzie mają gniazdo łabędzie, a gdzie spotkam zimorodka, czaplę czy kormorana. Kontakt z przyrodą stawał się coraz silniejszy. Okazało się, że w sąsiedztwie pomieszkuje tylu fajnych gości.
Maj. Kiedy stało się jasne, że unescowe, dalekie i zagraniczne wypady będą niemożliwe postanowiłem poszukać ich odpowiedników na Dolnym Śląsku.
Toskanię znalazłem w Kocich Górach, wulkaniczne, bazaltowe słupy w Górach Kaczawskich, a twierdzę luksemburską w Kłodzku. Pustynne krajobrazy odnalazłem w Borach Dolnośląskich, a za deltę Dunaju zaczęły „robić” Stawy Milickie.
Czerwiec. W czerwcu ruszyłem na Pustynię Kozłowską gdzie posadziliśmy kaktusy. Przy okazji zanocowaliśmy na Bagnach Przemkowskich ciesząc się budzącym do życia kolejnym dniem i porankiem niczym na argentyńskiej pampie (tak przynajmniej sobie ją wyobrażam).
Czerwcowe, długie dni sprzyjały kolejnym wizytom w Dolinie Baryczy. Poszukując krasowych jaskiń trafiłem do Jaskini Niedźwiedziej skąd niedaleko było nad wodospad Wilczki. W strugach deszczu i przybranej wody kaskada Wilczego Potoku wraz z otoczeniem przypominała tego dnia deszczowe lasy Amazonii.
Krótkie noce wygnały mnie na fotobiwak na odkrytą niedawno pustynię. Pomyślałem sobie, że fajnie byłoby przespać się na piasku, tak pod gwiazdami, tak po beduińsku. Noc przy ognisku, poranek z przyjaciółmi w otoczeniu niesamowitej przyrody był fantastycznym czasem. Spanie pod gołym niebem, na pustyni z widokiem na Sudety znowu przypominało czas dalekich eskapad.
Lipiec/Sierpień. W lipcu otwarto hotele i tak znalazłem się w Nowej Soli kręcąc rowerem po okolicznych trasach.
Bytom Odrzański przypomniał mi klimat czeskich unescowych miasteczek zaś nadodrzański zaułek austriacki Stein w Dolinie Wachau. Także w lipcu odwiedziła nas, już mniej zatrwożonych Ziemian kometa – wdzięczny obiekt do fotografowania, szczególnie gdy była tuż za oknem. Okazało się również, że można znów czmychnąć za granicę. Zrealizowałem zatem kolejny etap z projektu objechania rowerem Dolnego Śląska z wykorzystaniem kolei. Trasa Liberec – Gorlitz pokazała swoje piękno utrwalone na tę chwilę w krótkiej fotorelacji. Wkrótce zamarzyły mi się kolejne unescowe inspiracje, których postanowiłem poszukać w Norwegii. Niestety, covidowe groźby spowodowały, iż utknęliśmy w Danii co spowodowało popełnione fotoplenery na pięknych Wyspach Północnofryzyjskich. I chyba podczas długiego fotospaceru na Romo przypomniałem sobie o pięknej Małej Fatrze i jej okolicach. Dwa dni później trafiłem na wiejskie krajobrazy do wsi Cićmany i kolejny raz do coraz bardziej zepsutego Wilkolińca.
Wrzesień to krótkie wypady w Dolinę Baryczy gdzie momentalnie o sobie zaczęła dawać znać jesień.
Starzy znajomi zaczęli znikać z tygodnia na tydzień wybierając ciepłe kraje. Jelenie zaś przypominać o rykowisku. Nie udało mi się w tym roku skutecznie zapolować na rogacza, ale mogłem cieszyć się jego budzącą trwogę niespotykaną bliskością. Udało mi się go podejść niemal na wyciągnięcie ręki.
Październik i jego poranki zrobiły się coraz bardzie rześkie. Sady Gór Kocich wciąż zaskakiwały feerią barw i ilością możliwych do popełnienia kadrów. Przypomniałem sobie o kaktusach pozostawionych na Pustyni Kozłowskiej.
Był to wystarczający powód by zorganizować ekspedycję ratunkową. Z dwóch, pozostawionych wiosną ocalał jeden. Jesienna pustynia dostarczyła kolejnych przyrodniczych wrażeń, a Bory Dolnośląskie uchyliły kolejne, ukryte przede mną tajemnice.
Listopad. Zrobiło się też smutno. Nadciągnęła druga fala zachorować co ponownie zaczęło ograniczać wszelkie aktywności.
Przegapiłem inwersje, ani razu nie pojechałem w wyższe góry. Ale odkryłem kilka kadrów na Pogórzu Kaczawskim i piękno bazaltowych słupów kamieniołomu Mikołajowice. Pozbierałem dorobek w kilka tematycznych, książkowych fotoalbumów.
Grudzień. Dziś, gdy za oknem raczej wiosna niż zima, w te grudniowe popołudnie kaktus spogląda na mnie z parapetu.
Wierzę, że uda mi się pstryknąć jeszcze w tym roku zimową fotkę, a kolejne miesiące pozwolą cieszyć się pasjami i przede wszystkim zdrowiem.
Edit: kilka dni później. Udało się! Za mną przedostatni weekend grudnia, najkrótsze dni i piękne widoki. Klasyczna pobudka, wschód słońca na Wzgórzach Trzebnickich, poranek w Dolinie Baryczy i pożegnanie dnia na Wzgórzach Cieszkowskich.
Słońce zachodzi, rok się kończy. Oby nadchodzący był zdrowszy niż miniony. Tego Wam wszystkim życzę.
Sebastian Mierzwa, grudzień 2020.