Ta długo wyczekiwana daleka obserwacja Tatr z Sudetów stała się rzeczywistością. Sięgnąłem po nią troszkę z przeszkodami, przy odrobinie szczęścia i determinacji.
Warunki pogodowe zdawały się sprzyjać. Szybko zaplanowany wyjazd w czeskie Jesioniki i planowane wczesnoporanne wejście na Pradziada nie obyło się jednak bez przeszkód. Szlaban na parkingu w Hvezdzie, który rzekomo miał się podnieść o piątej rano stanął w miejscu i ani drgnął. Okazało się, że podniesie się dopiero o godzinie ósmej. Czyli w łeb wziął nasz plan. Zaczęło się więc paniczne poszukiwanie jakiegokolwiek, otwartego na wschód wzniesienia nadającego się na poranną obserwację. Rzekłbym dość przypadkowy, w akcie desperacji, wybór padł na leżący w sąsiednich Górach Opawskich stok Koncina (888 m n.p.m.) położony nieopodal Biskupiej Kopy. Nikt go nie znał, czasu nie było, świtać zaczynało, zatem trzeba było brać co jest. Po pół godzinie szukania jakiejkolwiek leśnej przecinki miałem taki widok:
Tuż przed wschodem, z lewej strony widać było szczyt Klimczoka (1117 m n.p.m.), a obok należący do Korony Gór Polski szczyt Skrzycznego (1257 m n.p.m.) będący najwyższym wyniesieniem Beskidu Śląskiego. Zatem moja obserwacja Karpat z Sudetów stała się faktem. Na pociechę –pomyślałem. Ale gdy, już będąc w domu dobrze przyjrzałem się zdjęciom okazało się, że dodatkową nagrodą za ten poranek był widok Babiej Góry (1725 m n.p.m.) położonej w Beskidzie Żywieckim. Babia ukryła się tuż za Klimczokiem i dzięki swej wybitności niejako załapała się na ten kadr. 165 km było moim nowym rekordem dalekich obserwacji poczynionych w Sudetach.
A po chwili zrobiło się tak:
Co oznaczało, że na dziś byłoby tyle. Warunki były, wyszło jak wyszło, trzeba czekać na kolejną szansę. Chwilę pokręciłem się w okolicach nieznanego stoku by połapać to co dało to miejsce i ten czas:
Beskid Śląsko-Morawski i Lysa Hora (1324 m n.p.m.) wraz z 78 metrowym przekaźnikiem telewizyjnym, będąca najwyższym szczytem czeskich Karpat. Szczyt Łysej należy do Korony Karpat.
„Kultowy” Radhoszcz (1129 m n.p.m.) oraz Kněhyně (1256 m n.p.m.) czyli czeski Beskid Śląsko-Morawski w pełnej okazałości.
I na tym powinna skończyć się ta dzisiejsza wycieczka ku dalekim obserwacjom. Jednak się nie skończyła. Wróciliśmy do wariantu początkowego i wjechania na parking pod Owczarnią. Wybraliśmy wejście na rozległy szczyt Vysoká hole (1465 m n.p.m.). I tu mimo tak późnej pory (kwadrans przed dziesiątą) czekała na nas niespodzianka czyli widok na słowacką Małą Fatrę ze szczytami Wielki Rozsutec (1610 m n.p.m.), Stoh i najwyższym w paśmie Wielkim Krivaniem (1709 m n.p.m.) Tym samym ponad 160 km zostało osiągnięte po raz drugi tego dnia i to w niemalże popołudniowej porze!
Ta ostatnia obserwacja była chyba wystarczającym powodem do tego, by wytężać wzrok jeszcze bardziej. Na nagrodę nie trzeba było długo czekać: Tatry Zachodnie i Krywań (2494 m n.p.m.) w Tatrach Wysokich stały się faktem! Wołowiec, Ostry Rohacz i Płaczliwy – kilka tygodni wcześniej wspinałem się po ich szczytach, dziś spoglądam na nie z ponad dwustu kilometrów, ze szczytu z Vysoká hole w czeskich Sudetach Wschodnich. No i ten Krywań: 223 km prawdziwa „petarda” moich przygód z dalekimi obserwacjami. Na dzień dzisiejszy stawiam Krywań na drugim miejscu po 250 km „strzale” z Fuerteventury w wulkaniczny szczyt Pico del Teide na Teneryfie.
Bilans tego spontanicznego wyjazdu to widok na: Beskid Śląski i Skrzyczne, Beskid Żywiecki i Babią Górę, Beskid Śląsko-Morawski i Lysą Horą, Mała Fatra i Wielki Krywań, Tatry Zachodnie, Tatry Wysokie i Krywań. Maksymalna daleka obserwacja tego dnia to 223 km wykonana ze szczytu Vysoka hole w paśmie Wysokiego Jesionika w Sudetach Wschodnich.
Tam sięgaj gdzie wzrok nie sięga! Sebastian Mierzwa 27.10.2019 r.