O Fim do Mundo -koniec świata. Cabo de Sao Vicente. Przylądek św. Wincentego, Algarve, Portugalia 2007 r.
Miejsce to musiało silnie oddziaływać na przybywających tu ludzi przypominając im o żywiole nieprzychylnej, otaczającej cypel natury. Zapewne dawnym przybyszom widzącym rozbijające się o klify kilkudziesięciometrowe fale rozszalałego oceanu, instynkt i ówczesna znajomość świata kazały spoglądać na ten skrawek lądu z należną pokorą i lękiem. Uczucia potęgowała jeszcze z pewnością nazwa: „O Fim do Mundo” – czyli koniec świata.
Po dwugodzinnej jeździe wzdłuż południowego wybrzeża Algarve, droga stopniowo staje się coraz gorsza. Znikają zabudowania, zanika i tak skąpa tu roślinność. Pojawia się za to płaska równina z wyraźną linią horyzontu. Z każdą chwilą czuję, że zbliżamy się do miejsca, które człowiek starał się zawsze omijać, ale pozostawiał po swojej obecności ślady. Jest coraz bardziej pusto i odludnie. Droga którą jedziemy na najbardziej wysunięty na południowy zachód punkt kontynentalnej Europy przypomina chłostaną wichrami bezkresną prostą, zmierzającą ku linii horyzontu.
To właśnie tu -jak głosi legenda- średniowieczni wyznawcy kultu Św. Wincentego pochowali swojego patrona w tajemnicy przed okupującymi te tereny Maurami. Nad spokojem świętego czuwały nieprzerwanie święte kruki, które towarzyszyły relikwiom przewiezionym w późniejszych czasach okrętem do Lizbony. Tam też ostatecznie spoczął dzisiejszy patron win i winiarzy.
Mimo, że na niebie nie ma żadnej chmurki, a słońce zdaje się prażyć sierpniową mocą ubieramy ciepłe rzeczny na długi rękaw. Zachodni wiatr, który lekko wieje znad bezkresnego oceanu jest bardzo chłodny. Nie przeszkadza nam to jednak balansować na krawędziach stromego półwyspu odkrywając jego uroki: a to walczące z przeciwnościami nieprzychylnej natury karłowate rośliny, a to leżące muszle, które wyrzucił na wysokie klify szalejący w sztormach ocean. Włócząc się bez celu spoglądamy na stromą, sąsiadującą z półwyspem, skalistą wysepkę zamieszkałą przez liczne ptaki. Prawdziwy koniec świata!
A cywilizacja? – Na samym końcu cypla wznosi się latarnia morska, której światła widać podobno z odległości 90 km. To jedna z najsilniej świecących latarni w Europie. Jest tu także obszerny parking i kilka straganów na których można kupić min. ciepłe wełniane skarpety. (SM)
Portugal, Cabo de Sao Vicente, Agosto 2007 r.