Patrzę ile śmieci wyprodukowała dla mnie „turystyka” i jak zmienia się myślenie na tym świecie…

Pierwszy raz odwiedziłem Teneryfę w 2006 roku podczas noworocznego wypadu ze znajomymi. Mimo, że byliśmy tam bez dzieci, postanowiliśmy odwiedzić Loro Park i świeżo otwarty Orca Ocean czyli pokaz z orkami oceanicznymi. Bo kto by nie chciał zobaczyć Willego, nawet gdyby ten nie był na wolności? I zobaczyłem taki film jak te orki wędrują tu z dalekiej Florydy i jakie to niesamowite przedsięwzięcie podjęte, by jeszcze bardziej zwiększyć atrakcyjność parku.
Oprócz orek w Loro Parku były też pokazy papug, lwów morskich i delfinów. Wszystkie te zwierzęta dokonywały rozmaitych, mozolnie wyuczonych sztuczek z trenerami. Pokazy były pełne dynamiki, zaskakujących „numerów”, zadziwiających relacji człowiek – zwierzę. Można by rzec: ot taki cyrk morski. Sam kompleks zapewniał wysokie miejsce w rankingach atrakcji i niewątpliwie podkręcał liczniki odwiedzających wyspę, żyjącą – co by nie ukrywać- głownie z wysoko rozwiniętej turystyki. Kompletnie nikt tym się nie przejmował.


Po ponad dziesięciu latach wróciłem na Teneryfę, wróciłem do Loro Parku i zobaczyłem, że nie ma już takich pokazów jak kiedyś. W międzyczasie zabroniono trzymania orek w niewoli. Przynajmniej jak na razie w Kalifornii. Podobno orki bardzo cierpiały. Znak zmian widać i tu, w Loro Parku. W 2009 roku orka o imieniu Keto zabiła swojego trenera. W efekcie dziś, żaden z trenerów nie wchodzi do basenu. Pokazy delfinów też nie są już takie spektakularne. Nikt na nich nie „jeździ”, nikt ich tak bardzo nie „ćwiczy”. Owszem, są „numery” wywołujące gromki podziw wśród publiczności. Jednak znaczną część pokazów wypełniają pogadanki o ekologii. I tak: papugi segregują śmieci do właściwych pojemników, trenerzy tłumaczą np. jak polewać wodą ssaka gdy znajdziemy go na plaży. Zewsząd słychać ile produkujemy śmieci i jak bardzo powinniśmy zwracać na to uwagę. Tak bardzo przekaz jest mocny, że naprawdę zastanawiam się nad tym wszystkim głęboko. Jednak za nic nie mogę zrozumieć tego wzbudzania winy we mnie i moich bliskich oraz innych uczestnikach kolejnego show.

Bo kiedy wracam do hotelu i po śniadaniu zaczynam patrzeć ile śmieci wyprodukowała dla mnie „turystyka” to nie jestem w stanie tego zrozumieć. Nie potrafię pojąć dlaczego to wszystko tak wygląda: masełko w papierku, plastikowa łyżeczka, dżemik w plasticzku, miodzik w plasticzku, cukier w papierku, serek w plasticzku, to w plasticzku tamto w plasticzku itd., itp. Odlatuję z wyspy w poczuciu jej daleko posuniętej hipokryzji. Bo z jednej strony zmusza mnie do refleksji, a z drugiej samoczynnie zasypuje mnie śmieciami. Zwróćcie się papużki segregujące śmieci do wytwórców tego całego sterylnego „dobrodziejstwa” na tyle mocno by wasz pokaz znów był wesołym show. Bo to nie wasz problem, ale tych co to wszystko wytwarzają. A mi dajcie proszę wybór: wezmę dżemik z dużego słoiczka, masełko ze spodka a cukier z dużej cukierniczki. Jak na Podlasiu!

Ps. Wg danych Eurostatu najwięcej śmieci w Europie produkują Duńczycy (777 kg rocznie na mieszkańca). Najmniej powstaje w Polsce ( 307 kg na głowę) i Rumunii (261 kg na mieszkańca). Przeciętna dla statystycznego Europejczyka to 450 kg. Dane z 2016 r. Eurostat.